Z badań przeprowadzonych pod koniec 2016 roku wynika, że prawie 20% Polaków w wieku produkcyjnym i przedprodukcyjnym chciałoby wyjechać z Polski za granicę w ciągu najbliższych 12 miesięcy. To w większości osoby młode, które nie ukończyły jeszcze 35. roku życia. Nie ma dokładnych badań pokazujących, ilu naszych rodaków w ostatnich latach już opuściło nasz kraj. Rozpiętość informacji jest duża. Na pewno dane roczne pokazują, że co roku tracimy regularnie około 100-150 tys. ludzi. Taka jest różnica pomiędzy tymi, co wracają, a tymi którzy wyjeżdżają. Według danych GUSu na stałe wyjechało z Polski prawie 2,5 mln osób. W większości młodych. To są dane oficjalne. W rzeczywistości jest znacznie gorzej.
To, że młodzi wyborcy powiedzieli dość zielonej wyspie Tuska to jedno. To było działanie raczej impulsywne, ale gdy spojrzymy na to chłodniej to w sumie trudno się im nie dziwić. Fascynacja PiSem, Kukizem i Korwinem Mikke nie wzięła się z niczego i też wcale mnie nie zaskakuje. Im mniej zurbanizowany rejon Polski, w im mniejszej miejscowości mieszkacie, tym lepiej to widać. Ostanie wyniki wyborów, a przede wszystkim nieustającą ucieczkę młodych zagranicę należy odczytać jako bunt peryferii w peryferyjnej gospodarce, w kraju gdzie elitom skończyły się pomysły na rozwój. Możliwości modernizacji gospodarki poprzez eliminowanie marnotrawstwa rodem z PRL i import zachodnich metod organizacji pracy uległy już wyczerpaniu i zaczęliśmy powoli pogrążać się w dryfie rozwojowym. Zmierzać w kierunku pułapki średniego (żeby tylko!) dochodu.
Ten kraj jest po prostu niesprawiedliwy i preferuje starszych przed młodszymi. Młody wspinający się po drabinie społecznej człowiek musi swoimi zarobkami utrzymać nie tylko siebie i swoją przyszłą rodzinę, ale często całą masę pijawek, które się do niego przyssały. Jest to wina wszystkich po kolei ekip rządzących tym krajem. Marnujemy swoje szanse nieustannie zaczynając od powojennych czasów Gomułki, gdzie na jednego emeryta lub rencistę przypadało kilkanaście osób w wieku produkcyjnym. Wtedy trzeba było zacząć reformy, ale kto by się wtedy kilkanaście lat po wojnie przejmował demografią. Potem patron do dziś części lewicowych środowisk, wspominany z nostalgią przez np. Jarosława Kaczyńskiego, towarzysz Gierek wyłączył rolników z systemu emerytalnego. Następnie już w czasach wolności patologia tylko się pogłębiała. Aleksander Kwaśniewski poluzował system rentowy, czym dał cwaniakom możliwość praktycznie nieograniczonego wyłudzania rent. W 1998 roku Polacy byli najbardziej chorym krajem Europy. W 1998 roku ponad 2,7 mln Polaków wywalczyło sobie prawo do renty, dzięki czemu w Polsce było trzy razy więcej rencistów niż w krajach UE. Potem SLD uśmiechnęło się do służb mundurowych, sędziów i prokuratorów, których wyłączono ze standardowego systemu emerytalnego. Chwilę potem pierwsze PiS kupiło sobie głosy górników na koszt podatników, a Platforma dokończyła dzieła zniszczenia demontując OFE, co poprawiło sytuację budżetową dosłownie na chwilę, ale będzie miało swoje smutne następstwa w przyszłości. Zaś teraz ekipa spod znaku dobrej zmiany obniżając wiek emerytalny zamknęła tylko wieko gospodarczo-demograficznej trumny.
Dzięki politykom stale kupującym sobie głosy różnych grup społecznych nasza aktywność zawodowa jest na skandalicznie niskim poziomie. W roku 2010 pośród osób w wieku produkcyjnym około 60-64% (GUS, 2011) zaliczyć można do grupy aktywnych zawodowo. Młodzi ludzie co pokazują statystyki – zarabiają mniej niż starsi. Z jednej strony jest to oczywiste, bo to kwestia doświadczenia, lat praktyki, ale jak się przyjrzymy temu dokładniej to widzimy, że system ten jaki sobie sztucznie sami stworzyliśmy stwarza dodatkowe bariery, niekoniecznie zgodne z naturalnymi. W kraju gdzie wynagrodzenie jest istotnie wyższe w sektorze publicznym niż w sektorze prywatnym i 25% PKB wytwarza sektor publiczny strażnikiem tego mechanizmu niesprawiedliwości pokoleniowej są na przykład związki zawodowe, które są organizacją hamującą zatrudnianie ludzi z zewnątrz, czyli w efekcie ludzi młodych, są organizacją zabezpieczającą miejsca pracy starszym kosztem młodszych wchodzących co dopiero na rynek pracy.
Jest to smutne, ale trzeba spojrzeć prawdzie prosto w oczy. Z jednej strony lata nieefektywnej socjalistycznej gospodarki i w efekcie jej bankructwo sprawiły, że oszczędności emerytalne naszych rodziców wyparowały. Jednak z drugiej strony nasi rodzice na tle na przykład swoich rówieśników Niemców pracują mało intensywnie. Przeciętny Niemiec pracuje 41 lat. Dziś przeciętny Polak pracuje dziewięć lat krócej. Pracują też mało wydajnie. Przeciętny Niemiec wytwarza w ciągu godziny równowartość 42 euro. Jeżeli twój tata jest statystycznym Kowalskim to dane pokazują, że wytwarza w ciągu tej samej godziny równowartość 10 euro.
W między czasie nasi rodzice, dziadkowie cały czas rolują dług i żyją niestety ponad skromne możliwości systemu emerytalnego kosztem naszego i mojego pokolenia. Oficjalny dług Polaka przekroczył według Forum Obywatelskiego Rozwoju bilion złotych. To jest ponad 26 tys. na głowę. To jednak tylko wierzchołek góry lodowej, bo nie ma tutaj zobowiązań emerytalnych, a te zobowiązania emerytalne są ogromne. Różni autorzy korzystając z różnych metod szacują ukryty dług Polski na 200-300% PKB. Fundacja Obywatelskiego Rozwoju szacuje dług Polaka na przeszło 115tys. PLN. Niektórzy np. Eurostat uważają, że jest to jeszcze więcej. I tu dochodzimy do sedna problemu.
Spadek liczby ludności wynikający z obniżenia współczynnika dzietności doprowadzi do zmniejszenia liczby osób w wieku produkcyjnym z 25,9 mln w roku 2010 do 21,8 mln w 2035 roku. Co to oznacza? To oznacza ni mniej ni więcej, że stosunek pracujących do emerytów nawet bez deformy PiS obniżającej wiek emerytalny zmieni się radykalnie. W tej chwili prawie dwóch pracujących utrzymuje jednego emeryta. Za niecałe dwadzieścia lat stosunek będzie już poniżej 1,5. W 2060 roku będzie jeden do jednego. 218 miliardów złotych to kwota prognozowanego deficytu Funduszu Ubezpieczeń Społecznych, czyli różnica między jego zobowiązaniami a wpływami w 2060 roku, która została wyliczona na podstawie zamówionego raportu ZUS opublikowanego pod tytułem ,, Prognozy wpływów i wydatków funduszu emerytalnego do 2060 roku”. To wszystko sprawi, że niesprawiedliwość, która już ma miejsce będzie tylko postępować. Dziś utrzymywani przez nas pracujących emeryci narzekają żaląc się, że relacja ich emerytury do ostatniej płacy wynosi 60% i jak mają się za to utrzymać skoro przywykli już do innych standardów życia. My, wyż końcówki lat 70tych i początku lat 80tych będziemy mieli inny problem – jak przeżyć, bo nasza emerytura będzie wynosiła około 20% naszej ostatniej płacy.
Najgorsze jest jednak nasze podejście do tego problemu. Połowa mojego pokolenia mówi, że polityka nas nie interesuje. Druga część tych bardziej zapobiegliwych już uciekła z tego kraju wiedząc, że jest źle, a będzie jeszcze gorzej. Trzecia część licytuje się na patriotyzm żyjąc nieistotną dziś przeszłością, czyli żołnierzami wyklętymi, rozpamiętywaniem historii Powstania Warszawskiego, czy legendy okrągłego stołu. Efekt jest taki, że statystyczny Polak ma 39 lat, statystyczny poseł 50 lat, a senator 56 lat. Tymczasem z każdym dniem licznik demograficzny bije i z każdym dniem wykręcanie się z tej pułapki, którą zgotowały nam wszystkie ekipy rządzące od czasów towarzysza Gomułki, przy aprobacie a nawet na życzenie naszych rodziców i dziadków, będzie bolało i kosztowało więcej i więcej.
Oczywiście podniesienie wieku emerytalnego to za mało, żeby katastrofa emerytalna, która czeka moje pokolenie się nie wydarzyła. To tylko początek i pierwszy i niewystarczający krok. Potrzebnych jest potem ich jeszcze wiele. To jednak temat na oddzielny wpis. Żeby zacząć leczyć chorobę zawsze najpierw musimy uświadomić sobie, że jesteśmy chorzy. To zadanie nas wszystkich. Uczelni, przedsiębiorców-pracodawców, dziennikarzy, rodziców, polski obywatelskiej, pracujących, liberałów, lewicy, prawicy, organizacji społecznych. To musi być pierwszy krok, a potem dopiero można liczyć na zainteresowanie polityków. Nigdy odwrotnie. To jest robota dla nas, by oni poczuli, że to kogoś interesuje. Tu muszą obowiązywać te same zasady, jak przy wyjściu z choroby alkoholowej, czy innych uzależnień. Alkoholik musi znać prawdę o swoim uzależnieniu, by świadomie podjąć leczenie. Wyparcie prawdy jest mechanizmem utrzymującym się poza obszarem świadomości. Inaczej my dorosłe dzieci postsocjalizmu będziemy ich chorobę polegającą na życiu na nasz koszt odczuwali zawsze. A nasze dzieci nie dostaną żadnych szans – ani na rozwój, ani na przyzwoitą medycynę, ani na nic, co było symbolem naszych aspiracji.
Pokolenie naszych rodziców wywalczyło nam wolność i demokrację. Przez chwilę modernizowali też nasz kraj, ale szybko im się znudziło i pogrążyli się w jałowych dysputach o tym, co było. Kto przeskoczył płot, kto gdzie stał i po której stronie i co mu się za to należy. To w sumie normalne. Starość to ma do siebie, że żyje się wspomnieniami i nie chce się myśleć wprzód, choćby i z tego powodu, że na końcu życie zawsze ma dla nas złą wiadomość. Dlatego też ostatnio zaczynamy się obsuwać dzięki rządom najpierw PISu, potem PO-PSL, a teraz znowu PISu w kierunku państw przegrywających. Lewar w postaci środków unijnych tą smutną prawdę tylko pudruje. Jedyne rozwiązanie to powrót do ścieżki, którą podążaliśmy na początku transformacji, a którą gdzieś zgubiliśmy przez ostatnie kilkanaście lat. Jarosław Kaczyński nas na nią nie zaprowadzi. Donald Tusk też nie, a tym bardziej Grzegorz Schetyna.
Trudno się zresztą im dziwić. I nasi rodzice i ich przedstawiciele tacy jak wspomniani powyżej Tusk i Kaczyński wychowywali się gospodarce ciągłego niedoboru, pustych półek. Nic dziwnego, że w końcu poszli drogą na skróty. Nie wytrzymali, nie dali rady. Zaczęliśmy się więc zadłużać kosztem następnych pokoleń, czyli nas i naszych dzieci. Mówi się, że historia zwykle zatacza koła. Tutaj też tak było. Najpierw nasi rodzice wychowujący się w socjalizmie odrzucili go w całości i dzięki temu zdarzył się nam cud. Niestety historia, jeśli czegokolwiek nas nauczyła, to chyba tylko tego, że nigdy nikogo niczego nie nauczyła. Po 26 latach zapomnieliśmy o tym, że u podstaw socjalizmu wprawdzie leżą piękne i szczytne hasła takie jak równość i braterstwo, ale finał socjalizmu jest zawsze taki sam. Nędza i zniewolenie. Dlatego ostatnio od nowa zaczęliśmy budować PRL-bis.
By go znowu odrzucić i wrócić na prostą drogę musimy mieć nowych liderów. To powinien być ktoś z naszego pokolenia wyżu końcówki lat siedemdziesiątych i początku lat osiemdziesiątych, bo jest nas większość, a zwykle większość decyduje w demokracji. Wszystko więc zależy od nas. My musimy teraz skorzystać z tej wolności, którą wywalczyli nam nasi rodzice. Wtedy będziemy kwita. Czas wziąć sprawy tego kraju we własne ręce, a nie czekać na cud, że ktoś to za nas zrobi, bo nie zrobi, bo to nie jest w jego politycznym i często osobistym interesie. Inaczej czas z tej krainy uciekać. Polska 2017 to nie jest kraj dla młodych ludzi. Polska 2050 to nie będzie kraj ani dla młodych, ani dla starych. To będzie kraj już dla nikogo. To będzie realna, a nie wymyślona przez politycznych cwaniaków Polska w ruinie.