Po pierwsze, że istniejąca klasa polityczna nie jest w stanie profesjonalnie przygotować, skonsultować i wdrożyć żadnej poważniejszej reformy. Wszystko będzie robione na miesiąc przed ostateczna katastrofą, nagle i nieprzemyślanie. Diagnoza ta dotyczy nie tylko obecnie rządzących, ale wszystkich, którzy byli u władzy od czasów rządu Jerzego Buzka. Zmiany warty nie widać – ciągle w kółko te same twarze. Młodzi wypadają kiedy zostaną uznani przez liderów za zagrożenie (Ziobro, Napieralski), albo kiedy się tragicznie skompromitują (od Nowaka po tenorów trzech). Zresztą ci „młodzi” sami są już często w okolicach czterdziestki, więc też nie pierwszej młodości. Mam wrażenie, że i ci karnie i w ciszy czekający na swoją kolej też się nie doczekają. Mam wrażenie, że przyjdzie zupełnie nowe pokolenie aktywistów, które wymiecie drugi garnitur aparatczyków dziś selekcjonowanych pod kątem maksymalizowania bierności i miałkości.
Po drugie wydaje się, że jedyną możliwością skutecznej rozmowy z władzami jest (cytując za przewodniczącym Dudą) „przystawienie im pistoletu do głowy”. Smutne jest to, że grupy uprzywilejowane są zorganizowane i są to w stanie zrobić skutecznie. Wyraźnie bardziej skutecznie niż im się dotąd wydawało. Związki zawodowe oszołomione swą skutecznością postanowiły zrobić rządowi ścieżkę zdrowia eskalując swoje żądania poza wszelkie granice rozsądku, i daleko poza branżę górniczą.
Gorzej, że finansujący te przywileje nie mają takiej skuteczności. Przedsiębiorcy gnębieni przez biurokrację radzą sobie zwykle indywidualnie. Najczęściej jest to emigracja lub przenoszenie działalności za granicę (choćby tylko formalnie). Ponuro to wygląda w statystykach, ale jako środek nacisku jest nieskuteczny. Głownie dla tego, że to nie jest środek nacisku tylko ucieczka. Emigranci są politycznie mało istotni bo ich już tutaj nie ma – wystarczy pozałamywać ręce nad statystyką.
Bardziej skuteczna byłaby niewątpliwie bardziej skoordynowana akcja. Na przykład jako strajk ostrzegawczy opóźnić wpłatę podatku VAT o 5 dni w miesiącu lutym. Karami to nie grozi, bo żaden urząd nie zdąży zareagować, zwłaszcza jeśli skala będzie masowa. Karne odsetki tez nikogo nie powalą. Za to czkawka płynnościowa może okazać się dość dotkliwa dla budżetu. A jeśli nie pomoże to w czerwcu może poślizg 10-dniowy? Może politycy zaczną bardziej zastanawiać się nad wydawaniem pieniędzy jeśli zdadzą sobie sprawę, że zasilający budżet strumyczek może nagle wyschnąć.