Najwięcej idiotyzmów można usłyszeć w dyskusji o ograniczeniu kadencyjności. Sam pomysł ciekawy i być może nawet sensowny, ale argumenty przytaczane często już mniej. Obecni prezydenci mają mieć gigantyczną przewagę nad konkurentami – twierdza komentatorzy. Chodzi tu o powagę urzędu, przychylność prasy, rozpoznawalność. Podobno ktoś wyliczył, że to na starcie 20 punktów procentowych. Do tego głosy na konkurencję są rozproszone na wielu kandydatów więc reelekcja jest właściwie pewna.
A przecież miastom i gminom potrzebna jest świeża krew i nowe pomysły blokowane przez układy rządzących – ciągną. Ludzie są już zmęczeni tymi samymi twarzami – stąd drugie tury w największych miastach Polski – gdzie pozorni „pewniacy” musza walczyć w drugiej turze.
Na litość logiki to albo urzędowanie gwarantuje reelekcje, albo pewniaki wcale nie mogą być niczego pewni. Tertium non datur. Skoro urzędujący są tka silni to czemu są tak słabi?
Kolejny argument jaki słyszałem odnosi się do niemoralności tak długiego urzędowania. Nie godzi się robić z urzędu synekury na resztę życia, nawet jeśli jest się dobrym prezydentem. To ja sugeruję, że nawet jeśli jest się dobrym komentatorem za parę lat zmienić zawód – choćby na spawacza. Nie godzi się robić z komentowania synekury na resztę życia. W ogóle najlepiej wszystkich, w tym najlepszych, raz na parę lat wyrzucić przymusowo ze stanowiska by dopuścić świeżej krwi. To dopiero będzie zabawa.
Tyle można usłyszeć jadąc do pracy przez 20 minut w poranku Radia Tok fm. A co jest gdzie indziej aż strach pomyśleć bo na tle to radio i tak wypada całkiem nieźle.