No to mamy kolejną batalię interwencjonizmu. Niektóre jej przejawy są dość zabawne. We Francji właśnie ma pojawić się prawo, które zakazuje przyjeżdżać taksówkom wcześniej niż 15 minut przed zgłoszeniem wezwania. Innymi słowy klient musi odczekać 15 minut nawet jeśli samochód stoi za rogiem. Wszystko ze względu na to, ze taksówkarze pracujący w zwykłym trybie obawiają się konkurencji ze strony przewoźników posługujących się Internetem i dzięki temu lepiej dobieranym pod względem lokalizacji. I tak właśnie absurd triumfie nad elementarnym zdrowym rozsądkiem – no ale to zasadniczo problem Francuzów. Byle by tylko nie próbowali tego przepchnąć przez KE jako dyrektywy dla całej Europy.
My tymczasem mamy swoje problemy. Nadciąga kolejna kampania w zakresie zakazu handlu w niedzielę. Główny argument za – to wskazywanie niedzieli jako okazji do spędzania przez rodzinę czasu razem. Trochę niedopowiedzianym jest o czyje dokładnie rodziny chodzi bo to dwie różne historie.
Jeśli chodzi o rodziny ludzi przyjeżdżające do hipermarketów to istnieje dorozumiane założenie, że spędzanie wspólnego czasu w centrum handlowym jest aktywnością o niskiej jakości i jeśli odbierzemy ludziom ta możliwość nagle zaczną poświęcać czas na budowanie więzi i tym podobne „lepsze” aktywności. No ale mamy tu do czynienia z kilkoma dość odważnymi założeniami. Pierwszym jest to, że wyjazd do centrum handlowego tych więzi nie buduje, drugim zaś to, że w razie implementacji pomysłu zwrócą się w kierunku tych „lepszych” aktywności zamiast na przykład zwiększyć ilość czasu spędzoną przed telewizorem/komputerem. Najgorsze ze wszystkich jest jednak założenie numer trzy: że autorzy pomysłu wiedzą sami lepiej co dla ludzi jest lepsze a co gorsze i trzeba obywateli traktować jak dzieci bo sami nie są w stanie podjąć trafnych decyzji. To pachnie inżynierią społeczną w najgorszym wydaniu.
Trochę inaczej wygląda kwestia pracowników sieci handlowych. Tu warto byłoby też zapytać ich samych o zdanie. Praca w niedziele to dodatkowy dochód, dzień wolny w tygodniu – luksus dla wielu pracowników, jako że pozwala pozałatwiać sprawy w różnego rodzaju urzędach, które są otwarte najczęściej od poniedziałku do piątku od 8 do 16. Zalet może być więcej – trudno mi coś więcej na ten temat powiedzieć, jako, że sam pracuję w niedziele dość rzadko.
Oczywiście wraz z potencjalną zaletą posiadania wolnej niedzieli zamiast, powiedzmy, wtorku pojawiają się pewne wady. Jeden dzień handlu mniej to mniej pracy. Związkowcy twierdzą, że nie przełoży się na spadek obrotów – bo ludzie będą kupować w inne dni tygodnia. No ale z tym argumentem wiążą się przynajmniej dwa problemy.
Po pierwsze nawet jeśli przyjmiemy, że obroty w hipermarketach nie spadną to nie oznacza, że do ich obsługi potrzeba będzie o 1/7 więcej osób. Są pewne kategorie, które nie wymagają wzrostu zatrudnienia w ogóle: ochrona, monitoring, nadzór i zarzadzanie sklepem, sprzątanie. W innych pewien wzrost zatrudnienia w tygodniu może się pojawić, lecz znowu najprawdopodobniej w mniejszym wymiarze. Nawet przy przeniesieniu obrotów na inne dni tygodnia zatrudnienie spadnie.
Ale mamy tez do czynienia z przypadkami kiedy obroty muszą spaść. Niedzielny wypad do galerii to także często obiad w restauracji, wizyta w kinie, kawiarni. Tego typu – bardziej usługowa – oferta nie ma szans na zwiększenie obrotów w inne dni tygodnia po wyeliminowaniu niedzieli. Tu zmniejszenie zatrudnienia może być większe niż 1/7 bo nasze niedzielne wypady to często jedyny okres kiedy te firmy tak naprawdę zarabiają. Wyeliminowanie niedzieli spowoduje upadek wielu z tych przedsiębiorców.
Zatem po raz kolejny mamy propozycję zwiększenia bezrobocia w kraju, który i tak z nadmiarem miejsc pracy nie ma do czynienia. Wszystko to w interesie zatrudnionych – a w każdym razie tych, którzy dalej będą zatrudnieni po potencjalnym wprowadzeniu zmian.